Każdy z nas zastanawiał się w jaki sposób mieszkańcy Rzeszowa dowiedzieli się o wojnie? Co działo się przed wkroczeniem do miasta wojsk niemieckich? Potwierdzeniem wybuchu wojny dla rzeszowian, było pojawienie się na niebie już 1 września niemieckich samolotów bojowych. Pierwszy z nich nadleciał już około godziny 10:00, atakując z broni pokładowej pracowników Państwowych Zakładów Lotniczych.
Obrona przeciwlotnicza Rzeszowa nie była takim atakom dłużna. Ostrzeliwała wszystkie nadlatujące nad miasto samoloty Luftwaffe, zmuszając je tym samym do lotów na większej wysokości. Przeloty niemieckich samolotów miały prawdopodobnie na celu rozpoznanie ruchów polskiego wojska, a także sprawdzenie siły polskiej obrony przeciwlotniczej. Każdy myśliwiec z czarnym krzyżem wzbudzał wśród ludności miasta niepokój i poczucie zagrożenia.
Naloty bombowe na Rzeszów zaczęły się nieco później, bo dopiero 3 września 1939 roku. Atakowano głównie szlaki komunikacyjne, aby sparaliżować ruch polskiego wojska. Zdarzało się również, że przelatujące na małej wysokości samoloty, ostrzeliwały kolumny uciekinierów.
Dzień później, 4 września w Miłocinie zbombardowany i ostrzelany został pociąg kierujący się do naszego miasta z Krakowa. Na miejscu zginęło sześć osób, w tym ks. Adam Korczak i ppor.rez. Przemysław Karol Kłos. Oprócz zabitych, kilkanaście osób odniosło poważne obrażenia. Wśród poszkodowanych był Wincenty Witos, któremu odłamki szkła zraniły twarz. Rannych przetransportowano do Rzeszowa, a zwłoki księdza i oficera pochowano na cmentarzu parafialnym na Staromieściu.
Niemieckie bomby eksplodowały również w samym Rzeszowie, a ich celem był dworzec PKP, składy pociągów i urządzenia kolejowe. Po jednym z takich nalotów, 6 września 1939 roku kilka bomb wybuchło wśród okolicznych zabudowań. Jedna z nich trafiła w restaurację znajdującą się w budynku dworca PKP. Nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Rannych odwożono do szpitala powszechnego, przy dzisiejszej ulicy Szopena.
Pomijając naloty i ich tragiczne skutki, nastrój wśród mieszkańców miasta był dobry i pełen optymizmu. Administracja miasta, jak i urządzenia użyteczności publicznej działały bez zakłóceń. W fabrykach Centralnego Okręgu Przemysłowego, tj. w PZL i fabryce Cegielskiego trwała normalna produkcja, która przerywana była jedynie na czas alarmów przeciwlotniczych. Od pierwszego dnia września produkcja dostosowana była wyłącznie do potrzeb wojennych, a praca odbywała się na dwie dwunastogodzinne zmiany.
Rzeszowski handel działał bez większych problemów, a banki wypłacały klientom pieniądze (w ograniczonych kwotach). Aby nie dopuścić do wykupu żywności, Prezydent Barwicz wydał rozporządzenie zabraniające gromadzenia zapasów w ilościach większych niż dwutygodniowe potrzeby.
Nastroje zaczęły się pogarszać 3 września, kiedy w Rzeszowie pojawili się pierwsi uciekinierzy z zachodniej Polski. Jak docierali do Rzeszowa? Różnie - piechotą, na rowerach, wozach - wszyscy podążali na wschód. Każdy z uchodźców niósł ze sobą elektryzujące wieści, które powodowały coraz większe zaniepokojenie mieszkańców Rzeszowa.
Coraz większa liczba uchodźców, oraz cofające się oddziały Wojska Polskiego, doprowadziły do zatorów na rzeszowskich ulicach. Z relacji gen. bryg. Bronisława Prugar-Ketlinga (dowódca 11 Karpackiej Dywizji Piechoty) wynikało, że 5 września 1939 roku bardzo ciężko było się przedrzeć przez miasto.
Pogarszająca się sytuacja na froncie zmusiła władze wojskowe do podjęcia decyzji o wywiezieniu lub zniszczeniu maszyn fabryk zbrojeniowych. Rozkaz Naczelnego Wodza mówił jasno:
"Cofając się - niszczyć zakłady przemysłowe, fabrykaty gotowe, składy żywnościowe, zboża i materiały kolejowe - przede wszystkim parowozy. Zabierać ze sobą oddziały policji, baterie obrony przeciwlotniczej i oddziały ochrony linii kolejowych. Na ludność wpływać, aby pozostawała".
Rozkaz Naczelnego Wodza
Rozkaz Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza zaczął być wcielany w życie. W fabryce H. Cegielskiego spalono plany, a maszyny w większości pocięto na części. W PZL dokonano jedynie drobnych uszkodzeń obrabiarek i urządzeń technicznych. Załogi obu fabryk pobrały pobory za trzy miesiące i przystąpiły do ewakuacji.
Sytuacja wymknęła się z pod kontroli 7 września, kiedy doszło do całkowitego rozprężenia administracji publicznej. Wtedy to nie można było uzyskać w Starostwie, ani w ratuszu informacji o ewentualnej potrzebie ewakuacji z miasta. Dzień wcześniej Rzeszów opuścił prezydent Jarosław Barwicz, a mianowany nowy prezydent Jan Pilarz ewakuował się dzień później. Razem z nim miasto opuścili ważniejsi urzędnicy, policja, a także straż pożarna (pięć samochodów wraz ze sprzętem gaśniczym). Także personel i zarząd rzeszowskiego Oddziału PCK podjęli decyzję o ewakuacji. W ten sposób 7 września 1939 roku Rzeszów opuściły wszystkie władze administracji rządowej i samorządowej. Wycofano także artylerię przeciwlotniczą, co było równoznaczne z likwidacją obrony przeciwlotniczej.
Jak opisywał mjr dypl. Franciszek Skibiński (szef sztabu 10 Brygady Kawalerii), Rzeszów rankiem 7 września 1939 roku nie przypominał tego z czasów przedwojennych.
"Po wyrwaniu się z zatorów dotarliśmy do Rzeszowa około godziny 4 rano. W ciągu tygodnia wojny wygląd miasta zmienił się do tego stopnia, że z trudnością poznawaliśmy ulice i domy, pośród których mieszkaliśmy przecież przez szereg lat. Ulicy pokryte grubą warstwą nawozu i porozrzucanego siana! Jeden i drugi dom w ruinach. Koszary naszego dywizjonu przeciwpancernego wyglądały jak jedno wielkie śmietnisko."
mjr dypl. Franciszek Skibiński